Wiem, że zrobiłam coś, za czym wiele osób tęskni

Cześć, jestem Maja i jestem nauczycielką jogi i medytacji. Opowieść, którą dzisiaj tu zaczynam nie jest już częścią mojego obecnego życia – to historia z przeszłości. Ale wiem, że to jedna z najważniejszych, jakie mogę teraz opowiedzieć.

Słucham tego co do mnie mówicie i wiem, że zrobiłam coś za czym wiele osób tęskni. Najczęściej słyszę “zazdroszczę Ci decyzji, ale nie wiem co innego miał_bym robić”, „Skąd wzięłaś tyle odwagi? To musiało być trudne!”, lub “Co popchnęło Cię do podjęcia takiej decyzji?”. Odpowiedzi na te pytania nie są krótkie, ale to właśnie nimi chcę się tutaj podzielić. Abym mogła podjąć decyzję o odejściu z pracy w korporacji, musiało się wydarzyć wiele – przede wszystkim musiałam się zmienić ja sama – na przestrzeni około roku przepracowałam wiele z moich przekonań, odnalazłam wiarę, marzenia, odwagę, przy jednoczesnym przytomnym spojrzeniu na możliwości. 

I wiem że niektórzy stawiają tu kropkę – “chcesz zmienić swoje życie, zmień siebie”. Ale ja chcę opowiedzieć jak – co takiego zrobiłam, że ta zmiana była możliwa. 

Najpierw jednak – krótki wstęp o tym jak było.

W korporacjach pracowałam około 10 lat

Zaczęłam jednocześnie będąc jeszcze na studiach magisterskich.

10 lat to wystarczająco dużo, aby zagłębić się w ten świat, przyzwyczaić się do niego i przywiązać, a do pewnego stopnia także go zinternalizować. Kiedy mówię o “internalizacji”, mam na myśli moment, kiedy reguły tego świata stają się moimi własnymi zasadami. Łatwo uwierzyłam w cudzą definicję sukcesu i „powinności”, które miały do niego prowadzić.

Odpowiednie wydaje mi się porównanie tej sytuacji do takiego niezdrowego związku… a może po prostu niedojrzałego, w którym nie miałam jeszcze wystarczająco czasu ugruntować i uwierzyć w swoje własne wartości, swoje własne prawdy o życiu. To ta druga strona swoim zachowaniem i słowami komunikowała mi jak działa świat. A ja, mając zaledwie 21 lat, wchodziłam w to z całym zaufaniem.

I nagle orientuję się, że kolejny raz wyszłam z biura o 23. Telefon rozładowany i zastanawiam się jak wrócić do domu, bo ostatni tramwaj już odjechał.

Bardziej jednak martwiło mnie to, że przekroczyłam limit nadgodzin – w lipcu miałam ich już blisko 330, a HR-y przypominały, że to górna granica na cały rok.

Po powrocie do domu byłam zmęczona, ale chciałam jeszcze chwilę pożyć, zrobić coś niezwiązanego z pracą, sprawdzić co u przyjaciół, albo może chociaż obejrzeć serial. Na żadne hobby nie miałam już siły, nawet rozmowy z chłopakiem były wyzwaniem, bo dzieliła nas inna strefa czasowa. Szłam spać późno, śpiąc tylko półsnem, cały czas w głowie rozwiązując kolejne zagadnienia, przewijając zadania, które jeszcze są do zrobienia, wstawałam rano z nowymi pomysłami, ale musiałam je wszystkie zapamiętać i spisać później, bo już o 8:30 zaczynaliśmy dzień spotkaniem zespołowym.

[To było w 2018 roku, a ja po tym okresie do dzisiaj pracuję z moim ciałem, aby z powrotem mi w pełni zaufało, że umiem zadbać o jego podstawowe potrzeby.]

To był świat, w którym nie można było powiedzieć “nie”

Najlepiej było nie mieć planów po pracy, bo na pewno wskoczy zaraz jakieś niespodziewane spotkanie po godzinach z kimś WAŻNYM.

A jak odmówię to czy dostanę wtedy awans? Czy odniosę “sukces” (czymkolwiek on jest)? Albo czy nikt nagle nie stwierdzi, że wcale mi się nie należał ten awans, który przed chwilą dostałam?

Jeśli miałam za dużo godzin pracy, to była to moja odpowiedzialność, żeby tym zarządzić, zdelegować na kogoś. Ale tak właściwie to powinnam tyle właśnie pracować, kombinować i myśleć o tym jak lepiej rozwiązać jakiś problem, jak usprawnić procesy, jak przekonać klienta, lub nauczyć się czegoś czego akurat na projekcie potrzeba. 

Część tych zasad była spisana w politykach firmy, ale większość funkcjonowała jakby między wierszami. Nikt o nich nie mówił, ale wszyscy się do nich stosowali. A przez to, że były niespisane, nigdy nie można było z nimi dyskutować – bo w rzeczywistości materialnej przecież nie istniały.

I tu rodziło się pytanie: czy to ja sama, czy to ta praca zrobiła z mojego życia opowieść o kimś, kto oddał całą swoją energię na rzeczy, które w głębi duszy nie miały dla niego znaczenia?

Czy to był przepis na sukces? Może dla niektórych tak. Ale dla mnie – zdecydowanie nie.

Czytaj kontynuację w kolejnym poście: “Czy to już wypalenie zawodowe?


Comments

One response to “Wiem, że zrobiłam coś, za czym wiele osób tęskni”

  1. […] Cześć, witaj w serii, w której opowiadam o tym jak to się stało że odeszłam z korporacji i zostałam nauczycielką jogi. Ten wpis jest kontynuacją wstępu, który zaczęłam tutaj. […]

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *