To ciekawe że doszłam do momentu, w którym zamieszczam na swoim blogu taki wpis. Pamiętam że jak 4 lata temu usłyszałam od mojej nauczycielki jogi, że robi taki detoks to nie umiałam tego zrozumieć. Zadałam jej wtedy pytanie dlaczego to od jedzenia robi detoks? Przecież jedzenie, w przeciwieństwie do alkoholu czy innych używek, nie jest niczym złym. Być może tym wpisem odpowiem na własne pytania sprzed lat.
Detoks według Tradycyjnej Medycyny Chińskiej wykonuje się w sezonie wiosennym i jesiennym
Lubię mówić że ma on służyć niejako “rekalibracji” organizmu i przygotowaniu go na inny sposób odżywiania i innego rodzaju składniki, które przyjmujemy latem i zimą. Każdy z nas pewnie odczuwa różnicę między lekkimi, surowymi sałatkami i zimnymi napojami latem, a zupami, tłustymi potrawami i bardziej doprawionymi daniami zimą.
Medycyna chińska mówi też o zbierającym się w ciele zimnie, wilgoci, śluzie. Jesienny detoks ma pomóc pozbyć się tego zimna i wilgoci z ciała po lecie. Zalegając, mogą one powodować takie objawy jak śluz w gardle, zatkany nos, opuchnięta twarz czy zimne stopy i dłonie. Zatem ogólnie chodzi o poprawę zdrowia i wsparcie odporności. Wykonanie detoksu może też poprawić stan cery, czy jakość snu.
Ta dieta nie polega na głodzeniu się
Chodzi w niej o okresowe wykluczenie określonych składników ze swojej diety, jak np. gluten, cukier, sól, alkohol, kawa, herbata, mięso, nabiał, owoce, niektóre warzywa… lista jest długa, więc ja wolę posługiwać się tą drugą – jakie składniki są dozwolone. To głównie kasze, strączki, warzywa korzenne, zioła, zdrowe tłuszcze, pestki, kiszonki.
Pełne przewodniki po tej diecie są długie i bardzo szczegółowe. Ja piszę o co chodzi w poniższych dwóch zdaniach, a jeśli chcesz dowiedzieć się więcej to w Internecie można znaleźć całe kursy przeprowadzające przez ten czas, np. tutaj.
Pierwsze 3 dni je się tylko jedno danie na każdy posiłek – detoksowy krupnik lub congee (rozgotowany ryż) z fasolą, olejem, sezamem. I można jeść ich dowolne ilości. Całość detoksu natomiast trwa 12 dni i w kolejne dni stopniowo dodaję do diety coraz więcej składników z listy “dozwolonej”.
Swój pierwszy detoks zrobiłam tej wiosny
Wspominam że było to dla mnie duże wyzwanie i nie miałam planu na robienie tego ponownie. Jednak kiedy nadeszła jesień i w kolejny poranek, patrząc w lustro, miałam wrażenie, że moja twarz jest szara i nie mogę poradzić sobie z problemami skórnymi wokół ust, od razu pomyślałam, że to przez odżywianie i problemy ze snem. Zdałam sobie sprawę, że znów trudno mi kontrolować to co jem i dlaczego, i jak co roku, jesienna aura przyniosła bezsenność. Moje myśli w jednym momencie podążyły w stronę tego jednego rozwiązania: detoks.
Chciałam przyjrzeć się z większym rygorem swojej diecie i
powrócić do stanu, w którym jedzenie było dla mnie po prostu źródłem energii, a nie sposobem na przyjemność i zaspokojenie zachcianek.
Zależy mi na utrzymywaniu mojego ciała w zdrowiu, a w związku z tym chcę zwracać uwagę na to czym je karmię: jakim jedzeniem, ruchem, relacjami, informacjami, czemu daję swoją uwagę. Taki detoks to bardzo dobry sposób na zresetowanie swoich nawyków.
Dziwności dnia pierwszego
Kolejny raz pierwszy dzień detoksu był ciekawą mieszanką. Większość tego dnia była dla mnie bardzo łatwa. W dużej mierze wyglądała jak każdy mój inny dzień, chociaż kolejny raz miałam zadziwiający poziom energii fizycznej. Być może to efekt ekscytacji z podjętego wyzwania?
Tym razem jednak, po nauczce, nie liczyłam że taki będzie cały dzień. I, tak jak się spodziewałam, wieczór skończył się z bólem głowy niepodobnym do żadnego innego bólu głowy. Ja sobie już zakwalifikowałam to uczucie jako “efekt odstawienny”, jak w każdym nałogu, jednak jest to dla mnie o tyle ciekawe, że nie umiem powiedzieć o odstawienie czego w moim przypadku chodzi. Z największym prawdopodobieństwem wskazałabym sól. Jeśli tak, to jestem pod ogromnym wrażeniem jak duży ona ma wpływ.
Tak czy inaczej to doświadczenie pokazało mi jaka duża jest różnica kiedy walczę z tym jak się czuję (jak w moim pierwszym detoksie – nie chciałam odwoływać planów, a potem ledwo doszłam do domu), a kiedy jestem przygotowana na to, że wieczorem najważniejsze będzie dla mnie zaopiekowanie się sobą. Mimo bólu, ten wieczór był dla mnie MIŁY – dałam sobie wszystko to czego potrzebowałam i odpuszczając wszystkie NIEZROBIONE ZADANIA położyłam się wcześniej spać.
Czasem tak mi się zdarza, że muszę “zachorować” żeby sobie odpuścić.
Detoks jest okazją do obserwacji nawyków
Kiedy wiem, że tylko to jedzenie które mam w domu ma odpowiednią i dozwoloną listę składników, zupełnie znika z mojej codzienności zachodzenie do sklepu, do piekarni, do streetfoodu, obok którego akurat przechodzę. Czasem może to powodować ukłucie żalu, ale wtedy zwracam uwagę na to jak pełny jest mój brzuch i że wcale nie jestem głodna – po co zatem miałabym wchodzić do tego sklepu i co bym tam kupiła?
Podobnie okazuje się z planowanymi wyjściami na miasto, do restauracji. Niby to tylko 12 dni, a nie zliczę ile razy mówiłam znajomym, że mogę się z nimi spotkać, ale “tylko na jakieś ziółka”. I okazuje się że można – można spotkać się i robić coś innego niż razem jeść i pić. Można pójść do lasu, spotkać się w kawiarni żeby razem pracować i nie trzeba myśleć o tym co mnie omija, ani nie trzeba jeść sernika proponowanego przez teściową koleżanki. W tym aspekcie jestem z siebie najbardziej zadowolona, bo poszło mi bardzo dobrze i nie przeżywałam w związku z tym jakichś wielkich frustracji. A pomyślcie ile można przy tym zaoszczędzić! 🙂
Uproszczenie roli jedzenia w moim życiu
To jest to o czym pisałam na początku – jedzenie ma mnie po prostu odżywiać. Doceniam to, że nie musiałam poświęcać czasu na wymyślanie co zjem, zastanawianie się na co mam ochotę, co i gdzie powinnam kupić, gdzie po drodze zajść do sklepu itp.
Gdzieś w środku detoksu poczułam miły spokój. Jedzenie przestało być dla mojej głowy tematem, któremu trzeba poświęcać uwagę.
(Nie utrzymało się to do końca – tak jak pisałam, im dłużej tym było mi jednak trudniej).
Ta prostota ma też inny przejaw – że kiedy przez 3 dni jadłam krupnik z kaszą jaglaną, którego smak był coraz bardziej mdły, to kiedy nadszedł dzień czwarty, doświadczyłam NAJPROSTSZEJ ekscytacji w całym swoim życiu. Oto: mogłam zjeść gotowanego buraka. I nie miało to żadnego znaczenia, że nie był on przyprawiony, nie było soli – było to kompletnie niepotrzebne, bo czułam całe bogactwo jego smaku. Dla mnie to jedna z najbardziej bezcennych chwil tego detoksu 😀
Ostatnie dni detoksu bardzo mnie zmęczyły
Czułam, że walczyłam już ze sobą i nie mogłam się doczekać kiedy koniec. Mam wrażenie, że nie chodziło tu o tęsknotę za jakimś konkretnym składnikiem, nawet nie cukrem (który zawsze jest moją największą słabością), tylko za różnorodnością. Byłam bardzo znudzona ryżem i kaszą z warzywami.
I to jest dla mnie coś, co chciałabym lepiej przygotować kolejnym razem (o ile taki będzie) – przede wszystkim myśląc o tym co będę jeść po detoksie, bo z pewnością kaszą i ryżem przez jakiś czas nie będę zainteresowana.
Co się NIE wydarzyło
Nie czułam żebym miała lepsze trawienie – ale nie mam też z nim żadnych problemów na co dzień. Nie czułam też żeby lepiej mi się spało – zmiana przyszła dopiero pod sam koniec kiedy po prostu podjęłam decyzję, że przed snem zamiast po telefon to sięgam po książkę – czy to efekt detoksu? śmiem twierdzić że mogłabym taką decyzję podjąć też bez niego.
Czy miałam lepszy nastrój i energię? Hmm tutaj znowu trudno jest mi przypisać tę zasługę detoksowi, bo wiem jak dużo czynników u mnie na to wpływa, ale zdecydowanie czułam się bardzo bardzo produktywna przez ostatnie dwa tygodnie. Przestałam pozwalać, aby to jaki mam nastrój tak bardzo dyktowało to co robię. Dla mnie to brzmi bardziej jak efekt wydarzeń na niebie i opozycji Marsa (działanie) w Raku (emocje) do Plutona (zmiana) w Koziorożcu (rygor, konkret).
A po detoksie
Teraz, kilka dni po, mam dużą łatwość w prawie natychmiastowym obserwowaniu jak działają kolejne składniki na mój system. Wracając z urodzinowej kolacji z przyjaciółką, na której objadłam się makaronem, było mi niedobrze i czułam się tak jak kiedyś się czułam po wypiciu kilku kieliszków wina. Natomiast swoją pierwszą po detoksie filiżankę kawy wypiłam tylko do połowy, bo już czułam jej intensywne, pobudzające działanie.
Dużo korzyści i dużo wyzwań. Jak w życiu 🙂
Ale przede wszystkim zaobserwowałam dużą różnicę pomiędzy tym, a moim pierwszym detoksem. Pod wieloma względami poszło mi lepiej. To napawa mnie ciekawością, czy kiedyś można dojść do momentu że detoks będzie łatwy i przyjemny? 😀
Leave a Reply