Jak bardzo niewygodnie musi być, aby odejść?

Cześć, witaj w serii, w której opowiadam o tym jak to się stało że odeszłam z korporacji i zostałam nauczycielką jogi. Ten wpis jest kontynuacją opowieści, którą możesz przeczytać tutaj.

Trochę ponad miesiąc po Interpretacji Horoskopu, o której pisałam w poprzednim poście, podjęłam decyzję o odejściu z mojej pierwszej pracy w korporacji.

Byłam tam prawie 10 lat. Przez ten czas to miejsce wiele mi dało, ale też wiele zabrało. Ostatnie cztery lata były szczególnie trudne, bo

było to dla mnie jasne, że chciałabym robić coś innego. Tylko… nie wiedziałam co.

Przez chwilę myślałam, że praca w Zrównoważonym Rozwoju jest drogą, której szukam, ale – jak pisałam wcześniej – była ona dla mnie jeszcze bardziej wypalająca. 

Brak alternatywnej drogi

To był właśnie główny powód, który trzymał mnie w tym samym miejscu tak długo. Przyznam że sporą część tego czasu spędziłam w bierności – oczekując że ratunek przyjdzie z zewnątrz. Że nagle “coś” do mnie przyjdzie, ktoś mnie do czegoś zaprosi, lub zakocham się w mężczyźnie, który zabierze mnie na drugi koniec świata i uwolni od niedoli 🙂 

Moje opcje wydawały mi się bardzo ograniczone. Miałam “tylko” dyplomy ze studiów na SGH i ALK, “tylko” 10 lat pracy w “tylko” jednej dziedzinie. Widziałam dwie możliwości. Mogłam zmienić tę pracę na inną, ale taką samą – w innej korporacji, z innymi ludźmi, nadal robiąc to samo. Albo wymyślić sobie zupełnie nowy kierunek i być go na tyle pewną, aby poświęcić kilka lat na rozwój w nim. Oraz wrócić do punktu zero, w którym nie mam żadnego doświadczenia i nikt nie zapłaci mi tyle ile się dorobiłam, pnąc się przez 10 lat po szczeblach kariery.

Żadna z tych dróg mi się nie podobała, więc nieszczęśliwie stałam w miejscu. Podczas jednej z rozmów z terapeutką zrozumiałam, jak wyczerpujące jest utknięcie w tym konflikcie i że on sam w sobie zabierał mi dużo energii. Aby wyjść z niego – w którąkolwiek stronę – byłam bliska podjęcia decyzji, aby porzucić myśli i marzenia o innej drodze i skupić się na korzyściach, które dawała mi praca w korporacji.

Świat miał jednak dla mnie inny plan

W październiku 2022, moja współpracowniczka zaskoczyła mnie decyzją o odejściu z pracy, z bardzo krótkim, bo wręcz kilkudniowym, wyprzedzeniem. Bynajmniej nie była to dla mnie żadna inspiracja. Czułam wtedy stres, napięcie i wściekłość. To ja musiałam dopilnować aby jej obowiązki zostały komuś przekazane, aby praca nie stanęła w miejscu i aby klient był zadowolony. Jednocześnie miałam na głowie zarządzanie innym projektem, końcem miesiąca, budżetami, rozliczeniami, fakturami. W dodatku sama miałam zaplanowany na ten czas wyjazd na jogowy weekend, który stanął pod znakiem zapytania.

Wiem, że gdyby to się wydarzyło w innym momencie to po prostu poradziłabym sobie z tą sytuacją, tak jak zawsze. Zresztą tak było i tym razem – obowiązki zostały przekazane, a ja na swój wyjazd pojechałam. Jednak to była ostatnia kropla, która przepełniła czarę goryczy. Nie podjęłam swojej decyzji w emocjach, ale z wyjazdu jogowego

wracałam z obietnicą do siebie, że poszukam innej pracy

Opcja zmiany na inną korporację, ale nadal taką samą, przestała wydawać mi się taka bezsensowna. Wiedziałam że inna korporacja nie jest moim ostatecznym celem, ale skoro i tak czekałam, aż magicznie przyjdzie do mnie moja alternatywna droga, to wolałam poczekać gdzieś indziej.

Wysłałam tylko jedno CV

– w odpowiedzi na ogłoszenie, które miałam od jakiegoś czasu, ale nic z nim nie robiłam. Proces rekrutacji i negocjacji nie był najkrótszy, ale miałam wsparcie przyjaciół, którzy znali firmę, do której aplikowałam. Ofertę pracy otrzymałam pod koniec grudnia i nie poświęciłam ani minuty na zastanawianie się czy ją przyjąć. Miałam przed sobą już tylko ostatni najtrudniejszy krok – poinformować o moim odejściu najważniejszego dla mnie, ulubionego managera, który 10 lat wcześniej mnie zatrudniał. Zrobiłam to ze łzami w oczach wybierając numer telefonu.

Pozostawienie ludzi, z którymi pracowałam

To była kolejna trudność decyzji, którą podejmowałam. Na przestrzeni tych 10 lat byli oni oczywiście przeróżni, natomiast bez skrupułów przyznaję, że oni też trzymali mnie w tej pracy. Miałam tam swoich przyjaciół, otrzymałam dużo życzliwości, wsparcia, i podziwiałam ich wiedzę i pracę. Od każdego mogłam się wiele nauczyć. Dopiero przy odchodzeniu z pracy, mogłam przyjrzeć się jeszcze jednemu aspektowi tego przywiązania do ludzi. 

W którymś momencie zaczęłam wierzyć, że ja jestem im coś winna.

Że kiedy odejdę, to sprawię zawód osobie X i Y, a osoby A i B zostawię z dużym problemem, bo zostaną bez mojej pomocy. Po kilku miesiącach psychoterapii i przeczytaniu kilkunastu książek rozwojowych, nie myślałam, że w praktyce, tak trudne okaże się postawienie siebie na pierwszym miejscu. Otrzymałam jednak dużo zrozumienia i wsparcia. Tylko od jednej osoby usłyszałam “nie wiem co ja mam sądzić o twoim pomyśle” i “jak ja mam teraz tym wszystkim zarządzić?”. Dzisiaj, dzięki empatycznej komunikacji, umiem zachować spokój i wiedzieć co powiedzieć w takiej sytuacji. Wtedy jednak było to dla mnie na tyle nieprzyjemne, że zapamiętałam to do dzisiaj 🙂

Siła oddziaływania

Nie wyobrażałam sobie, że miałabym skończyć pracę i od razu, bez żadnej przerwy, zacząć kolejną. Kiedy nowa praca dopytywała czy mogę zacząć z nimi wcześniej, nie miałam problemu aby im powiedzieć, że potrzebuję czasu dla siebie. Jednak w starej pracy nadal zgadzałam się na kolejne zadania, angażowanie mnie w ostatnie projekty i grzecznie czekałam na zgodę na wykorzystanie 18 dni urlopu. 

Chciałabym podkreślić to co teraz napisałam – nie miałam problemu aby powiedzieć “nie” w nowej pracy, ale miałam problem aby powiedzieć “nie” w starej. Tłumaczę sobie, że nowa praca była środowiskiem “czystym”, “zresetowanym” – jak w laboratorium, kiedy zaczyna się eksperyment od nowa i resetuje wszystkie ustawienia. W tym czystym środowisku, jeszcze bez zasad, bez relacji, mogłam być nową sobą. Tą, która umie postawić na siebie i dbać o swoje granice – cecha absolutnie niezbędna, aby w pracy móc dbać o swoje zdrowie fizyczne i psychiczne. Z kolei rzeczywistość starej firmy, cały czas żywa w mojej głowie, bardzo mi to utrudniała.

Uważam że jest to piękny obraz głębokich podświadomych schematów. Wkładając tę samą osobę do różnych środowisk, zachowuje się ona inaczej. Dlatego lubię przypominać sobie, aby nie wypowiadać za często zdań zaczynających się od słów: “Jestem osobą która zawsze…” lub “Jestem osobą która nigdy…”.

Na szczęście w końcu i w starej pracy powiedziałam „nie.” Dzięki namowom przyjaciela, oraz pierwszych wspaniałych kobiet, które poznałam na ścieżce rozwoju postarałam się o to aby z 3 miesięcy okresu wypowiedzenia, 2 mieć wolne.

To były najszczęśliwsze 2 miesiące w moim życiu

Podróżowałam, poznawałam nowych ludzi, tańczyłam, jeździłam na wydarzenia taneczne, koncerty.

Pomyślałam jednak że jeszcze zanim wrócę do swojej smutnej korporacyjnej rzeczywistości, warto wykorzystać ten czas na zrobienie czegoś przydatnego. Kursu, certyfikatu, który da mi umiejętność robienia czegoś, co nie wymaga ode mnie siedzenia 8 godzin dziennie przed komputerem.

I taka oto była moja pierwsza motywacja do tego, aby pojechać na kurs nauczycielski jogi.

Już za tydzień kontynuacja, a tymczasem jeżeli mój wpis zainspirował Cię do jakiegoś działania, pomyśl jaki jest najmniejszy pierwszy krok, który możesz zrobić w tym kierunku. I zrób to od razu!


Comments

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *