Cześć, witaj w serii, w której opowiadam o tym jak to się stało że odeszłam z korporacji i zostałam nauczycielką jogi. Ten wpis jest kontynuacją wstępu, który zaczęłam tutaj.
Dzisiaj oczywista wydaje mi się ta kolej rzeczy: kiedy żyję według nie swoich zasad, z którymi na bardzo głębokim poziomie wcale się nie zgadzam, to kończę w konflikcie, w niechęci i niewygodzie. A jednocześnie w bezsilności i potrzasku – ten świat z tymi zasadami jest jedynym, który znam, a zatem wydaje się, że nie ma wyjścia. Jeśli tak właśnie czujesz – że spokojnie sobie żyjesz i pracujesz, ale cały czas podskórnie czujesz, że coś jest nie tak, to jest takie prawdopodobieństwo że to to – że w głębi duszy wierzysz, że świat wygląda zupełnie inaczej.
Ja sama w takim konflikcie spędziłam w sumie 4 lata
Długo czułam, że to nie o to chodzi w życiu, ale dopiero w ostatnich 4 latach mojej kariery ten konflikt przybrał takie rozmiary, że przestałam czerpać z pracy jakąkolwiek przyjemność. Nie robiłam już aż tylu nadgodzin, a jednak coraz więcej energii poświęcałam na zmuszanie się do pracy, do wykonywania zadań, kończąc jeszcze bardziej zmęczona i przede wszystkim w poczuciu kompletnego bezsensu.
Nie umiałam przeżyć tego, że poświęcam swój cenny czas w swoim cennym życiu na uzupełnianie tabelek, pisanie maili, wykonywanie zadań, które nie były dla mnie ważne. Coraz jaśniej widziałam, że już z tych zasad wyrosłam, a jednocześnie nie umiałam, pozostając w tym samym miejscu, żyć i działać według swoich własnych.
Pamiętam moment, w którym zdałam sobie sprawę:
nie będę w życiu szczęśliwa, jeśli nie zmienię tej pracy.
Nie był on wcale miły, bo był to moment totalnej bezsilności. Nie miałam żadnego pomysłu, ani jednej myśli, której mogłam się złapać i która mogła dać mi nadzieję, że jest jakaś inna droga, w którą warto się angażować. Czy mam iść do innej firmy, w której na pewno będzie mi tak samo? W tym samym czasie praca zabierała mi już całą moją energię, nie pozostawiając żadnej chęci do działania.
Postanowiłam jednak spróbować jeszcze raz. Poświęciłam trzy lata na próbę przebranżowienia się i wyspecjalizowałam się w dziedzinie zrównoważonego rozwoju w korporacjach. Myślałam, że to pozwoli mi robić coś, co ma dla mnie sens. Że będę robić w końcu coś zgodnego ze swoim sercem. Ale zamiast lepiej – było tylko gorzej.
I może dobrze, że tak się stało. Dzięki temu zrozumiałam, że to nie była droga dla mnie.
Kroki do zmiany podejmowałam częściowo świadomie, a częściowo nie.
Skoro we wstępie tak dużo przestrzeni poświęciłam na opisanie mojego wewnętrznego konfliktu z zasadami świata korporacji, być może domyślasz się, że jednym z ważniejszych kroków do zmiany było poznanie swoich własnych zasad. Czyli tak naprawdę poznanie siebie.
O tym napiszę więcej już za tydzień, a zanim skończę ten wpis, chciałabym jeszcze uznać, że uwolnienie się z takiej sytuacji jest trudne i absolutnie nie dziwię się nikomu kto tego nie robi.
Mam jednak dla tych osób jedną poradę. Jeśli jesteś gdzieś “pomiędzy” – jest Ci niewygodnie w swojej pracy i chciał_byś ją zmienić, ALE … (wstaw powód według uznania), to polecam
zdecydować się na działanie w jedną, albo drugą stronę, zamiast trwać w tym konflikcie.
Podejmij wysiłek, aby zmienić swoją sytuację (bo MOŻNA), lub uznaj wszystkie korzyści, które w obecnej sytuacji masz i bądź za nie wdzięczn_. W tej sytuacji nie czytaj dalej mojego bloga, ani innych podobnych treści, które tylko będą powodować poczucie niewygody.
Leave a Reply