Wyobraź sobie swój ostatni dzień w pracy. Bierzesz udział w ostatniej ważnej prezentacji o rozliczaniu PIT, wysyłasz sobie odcinki wypłat na prywatnego maila, próbujesz o niczym nie zapomnieć, podczas gdy wokół współpracownicy z ekscytacją dopytują o Twój plan. Oddajesz laptopa, idziesz do domu o 15 i…
Jesteś wolna.
Oraz całkowicie zdana na siebie.
Możesz wszystko.
I ponosisz pełną odpowiedzialność za każdą swoją decyzję.
Całe Twoje dni są do Twojej dyspozycji.
I to Ty decydujesz czym je wypełnisz.
Ekscytacja czy przerażenie?
Cały (Twój) świat na Twoich barkach
Dla mnie to był bardzo dziwny moment. Czułam się jakby coś buzowało w środku i jakby wszystko zależało od tego czy zwrócę na to uwagę i dam temu dojść do głosu. Zupełnie się tego nie spodziewałam. To było uczucie zupełnie inne niż ta dziecięca wręcz radość kiedy rok wcześniej miałam 2 miesiące przerwy pomiędzy jedną a drugą pracą. No tak, ale wtedy nie miałam przed sobą do zbudowania całego biznesu od zera. W pojedynkę.
Spędziłam wtedy popołudnie udając sama przed sobą, że wszystko jest “normalnie”, a wieczorem udałam się na (zaplanowane wcześniej) odosobnienie medytacyjne ze wspólnotą buddyjską. Wiedziałam, że to może być dokładnie to czego mi trzeba, albo wręcz przeciwnie – ostatnie czego mi trzeba. Wszystko zależy od… tego co w mojej głowie. Tego z czym się spotkam w medytacji.
Ten weekend był zdecydowanie głęboki i emocjonalny i to materiał na inną opowieść, ale wróciłam z niego z dużym spokojem, który pomógł mi przetrwać ten szok pierwszych dni, kiedy po 10 latach pracowania i życia w określony sposób, zmieniło się WSZYSTKO. Zaczynała się właśnie moja nauka życia od nowa. I przyzwyczajania się do tej nowej sytuacji.
Dzisiaj po 9 miesiącach czuję się jak inna osoba.
To doświadczenie i wszystko czego się w tym czasie nauczyłam jest bezcenne i mam do siebie ogromną wdzięczność za tę decyzję. I, mimo że trochę się rozpisałam w tym wstępie, ten wpis ma być o jednej najważniejszej rzeczy, którą zrozumiałam bardzo szybko, i której uczę się codziennie po dziś dzień. Chodzi o to że…
Wszystko zależy od mojej głowy
Od moich myśli, od przekonań i od wiary.
To jest klucz. To od tego właśnie zależy czy zacznę działać i oferować coś światu. To od tego zależy czy po kolejnej nieudanej próbie, kiedy nikt nie jest zainteresowany tym co oferuję, wrócę i spróbuję jeszcze raz. I potem kolejny raz i kolejny. To od tego zależy czy sama zacznę przekonywać siebie, że to wszystko nie ma sensu i nie dam rady, czy z wiarą stawię czoła kolejnemu wyzwaniu. To od tego zależy jak sobie poradzę kiedy poczuję na sobie wątpiące spojrzenia osób wokół, które pytają ile czasu sobie daję żeby zacząć zarabiać. Od tego zależy czy będę pamiętać o wdzięczności za to, że żyję w swoim marzeniu – że bardzo tego chciałam.
Ta zasada nie dotyczy tylko wielkich zmian i budowania biznesów. Ona dotyczy całego życia. Całej rzeczywistości. Kiedy wstajesz rano i patrzysz przez okno to myślisz „o nie, znowu pada” czy “ale mam szczęście, że nie muszę dzisiaj wychodzić z domu”? Twoje myśli, a nie deszcz, determinują Twój nastrój.
I tu tkwi prawdziwe ZŁOTO. Bo swoje myśli można zmieniać.
Można zatem zmieniać swój nastrój, można samemu sprawiać, że dni są lepsze, wypełnione wdzięcznością i radością.
To od myśli zależy czy jesteś szczęśliwy/a.
W jodze, praktyka poszukiwania ZADOWOLENIA gdziekolwiek jesteś w życiu i cokolwiek się nie dzieje, nazywa się Samtosha. Jest to druga zasada drugiej gałęzi jogi. Uczę się jej do dzisiaj i wcale nie jest to łatwa podróż. Regularnie doświadczam trudniejszych dni, kiedy mój nastrój jest obniżony, albo co gorsza jest jakąś huśtawką i jest to niemały wydatek energetyczny, aby przekierowywać myśli na inne niż te negatywne i pesymistyczne.
I czasami się udaje, a czasami nie. I to jest OK. O ile umiem zarządzać tym co mam w głowie.
A wtedy życie zaczyna się zmieniać samo…
Pierwszym krokiem jest uważność. Już gdzieś to kiedyś pisałam, że uważność jest kluczem, który zmienia życie, bo jest momentem obserwacji i świadomości, w którym zdajesz sobie sprawę, że możesz wybrać co chcesz teraz zrobić.
Bez uważności nie zaobserwujemy swoich myśli. Nie zwrócimy uwagi na to, że właśnie w tym momencie sobie coś czarno widzimy. Że pozwalamy negatywnym myślom i wyobrażeniom się piętrzyć i powodować, że nastrój spada. Uważność jest jak przyłapanie takiej myśli na gorącym uczynku.
Oto mój przykład, który szczególnie mi zapadł w pamięć: słuchałam kiedyś dwójki moich znajomych, którzy rozmawiali o tym, że jedno z nich właśnie kupiło sobie mieszkanie – że fajnie się wszystko udało, spoko cena i tani kredyt. Moje myśli automatycznie podążyły w kierunku “kurczę, ja nadal nie mam swojego mieszkania, teraz są te tanie kredyty to tylko głupi nie skorzysta. Powinnam mieć mieszkanie tak jak inni, a nie wydawać wszystkie swoje oszczędności na nie-pracowanie.” I wtedy właśnie przyłapałam tą myśl. Niewinna rozmowa o czyichś sprawach, w której nawet nie brałam udziału, a ja już byłam gdzieś daleko w podważaniu swoich własnych wyborów i porównywaniu się do innych. Wspierające? Nie bardzo.
Uważność zwykle pojawia się spontanicznie i to prawdziwy powód do wdzięczności, kiedy jej doświadczymy 🙏🏻.
Ale możemy ją też ćwiczyć w medytacji, dzięki czemu będzie pojawiać się częściej.
Obserwuję też, że u mnie jest zdecydowanie silniejsza, kiedy po prostu intencjonalnie chcę zwracać uwagę na swoje myśli i jednocześnie często czytam i słucham treści, które o tym mówią. Więc jest jakieś prawdopodobieństwo, że doświadczysz tego po przeczytaniu tego tekstu 🙂
Jeszcze innym sposobem jest zapisywanie swoich myśli, które pojawiają się w reakcji na różne sytuacje. Po jakimś czasie na niektóre z tych zapisków będziesz umiał_ spojrzeć z dystansem obserwatora, a jednocześnie powoli wykształcisz sobie nawyk zwracania uwagi na myśli.
Co jak już zauważysz?
Tu się może wydarzyć dużo rzeczy, które zależą od Twoich doświadczeń i tego na jakim jesteś etapie swojej przygody ze świadomością.
Generalnie naszym zadaniem jest zmienić to co sobie myślimy na coś bardziej wspierającego – najlepiej takiego co wywoła uczucie wdzięczności. Zwrócić uwagę na to co mamy, zamiast na to czego brakuje – tak jak w przykładzie z deszczem za oknem. Zamiast “znowu nie ma słońca”, to “na szczęście jest mi ciepło i mam dach nad głową”. I tak, wymaga to pewnego wysiłku, i wymaga też regularnego powtarzania i wracania do tej praktyki, ale uwierz mi, że warto. Warto pracować ze swoim nastawieniem i swoimi myślami, bo wtedy zmienia się życie.
To o czym piszę to są codzienne myśli oceniające bieżące sytuacje. Jednak ja, przy zagłębianiu się w otchłań umysłu, dostrzegam, że myśli jest po prostu multum. Są te głębsze i te lżejsze. Te trwalsze, do których jestem bardzo przywiązana, i takie które łatwo puścić. Niektóre z nich uważam za “moje” własne, a wiele z nich przypisuję innym – myśląc o tym co pomyśli ktoś inny. I w zależności od tego na którą z tych myśli napotkam, trudniej lub łatwiej będzie mi nią zarządzić i ją zmienić i wymagać to będzie różnego podejścia. Warto w tym procesie korzystać ze wsparcia np. coach’a.
To co się często pojawia jako pierwsze, kiedy chcę zmienić myśl, to przywiązanie. Coś we mnie wcale nie chce jej zmieniać. I niektóre myśli i przekonania będą takie, że wystarczy chwila dystansu, żeby zdać sobie sprawę, że nie są do końca prawdziwe. A niektóre będą dużo silniejsze i nie będziemy umieli się nawet od nich zdystansować. Będą fundamentalną częścią naszego ego. W tych przypadkach warto się im przyjrzeć głębiej. Zrozumieć, skąd się biorą. Być może bardzo potrzebujemy w nie wierzyć, aby czuć się bezpiecznie. A może zaspokajają inne potrzeby.
Niektóre z myśli, które napotkamy będą wynikiem obietnic, które sobie złożyliśmy po jakimś traumatycznym dla nas wydarzeniu. Rozpracowywanie takowych to już dłuższy i głębszy proces, który wymaga łagodności, czasu i najlepiej prowadzenia traumatologa.
Czy to się kiedyś kończy?
Dla osób, które są już w tym procesie od jakiegoś czasu i zaczęły spotykać się ze zmęczeniem i wrażeniem, że to nigdy się nie kończy, mam coś – mam nadzieję – pocieszającego. To prawda, że to nigdy się nie kończy, ale można odpoczywać od nieustannego przyglądania się swoim myślom. Ja dzisiaj, po wykonaniu całkiem sporo takiej pracy terapeutycznej, obejmowania swoich potrzeb i przywiązań, na co dzień wybieram praktykę nie-przywiązywania się do myśli i ocen, czyli nie zajmowania się nimi. Jest to jogiczna praktyka, dzięki której mogę nabierać coraz większego dystansu i dużo łatwiej jest mi dostrzegać nieprawdziwość myśli i dzięki temu zamieniać je na inne. A kiedy napotykam wskazówki, że znów jakaś myśl jest jedną z tych trudniejszych, zabieram ją na terapię.
Tak jak wspomniałam, mam też takie dni, w których trudno jest mi “walczyć” z nastrojem, nastawieniem i z myślami i też robię sobie wtedy odpoczynek. Pozwalam sobie na to, aby potaplać się trochę w tym błotku. Trzymam się jednak jednej bardzo ważnej zasady: nie podejmować w tym dniu / okresie żadnych ważnych decyzji, ani działań. Jak pisałam w innym wpisie, wszystkie emocje są OK. Przeżywaj smutek, przeżywaj rozczarowanie, wstyd i strach. Ale nie pozwalaj na to aby gorszy nastrój determinował Twoje życie. Aby je kreował. Kreuj wtedy kiedy jesteś we wdzięczności i radości 🧚🏻♀️✨
Jeżeli to co piszę w jakiś sposób Cię porusza, zapraszam na darmową 30-minutową rozmowę 🙂. W jej trakcie opowiem Ci jak mogę wesprzeć Cię narzędziami jogi, empatii, uważności i coachingu, a Ty zdecydujesz czy chcesz z tego skorzystać.
Na początek szukam 3 osób – otrzymają one specjalną cenę, która już nigdy się nie powtórzy.
A jeżeli mój wpis zainspirował Cię do jakiegoś działania, pomyśl jaki jest najmniejszy pierwszy krok, który możesz zrobić w tym kierunku. I zrób to od razu!
Leave a Reply