Właśnie wróciłam z tygodniowego pobytu w centrum buddyjskim, gdzie wraz z całą setką (!) innych członków mojej wspólnoty, studiowaliśmy Tybetańską Księgę Umarłych.
Nie ma sposobu żeby podsumować ten wyjazd w takim poście. Jest też taka część, o której wcale nie chcę mówić. Potrzebuję napisać to na początku, aby dać wyraz temu jak niewiele tego co przeżyłam oddaję w tym poście.
Może zacznę od tego że wyjazd ten był dla mnie bardzo… religijny – na tyle na ile Buddyzm może taki być. Każdy dzień zaczynaliśmy od długiej recytacji w języku palijskim, kończyliśmy na ceremonii z dużą ilością recytacji (już angielskich) i mantr, które z każdym dniem coraz bardziej wypełniały moją głowę tak że niewiele już było miejsca na cokolwiek innego.
Atmosferę dodatkowo podbijała swoista świętość i historyczność tego miejsca, bo to tam przez ostatnie lata żył i w 2018 został pochowany założyciel naszej wspólnoty Bhante Sangharakshita – codziennie wszyscy razem rytualnie odwiedzaliśmy miejsce jego pochówku. Mogliśmy też odwiedzić pokoiki, w których mieszkał oraz korzystać z jego ogromnej biblioteki.

Księga Umarłych
W ciągu dnia medytowaliśmy, słuchaliśmy refleksji i oddawaliśmy się własnej kontemplacji wokół dzieła, które jest na swój sposób esencją Buddyzmu – jest wypełnione szeroką buddyjską symboliką i przekazuje samą istotę Dharmy czyli buddyjskiej nauki. Mowa o Tybetańskiej Księdze Umarłych. Pod tym tytułem znamy to dzieło na zachodzie, ale prawdziwy tytuł to Bardo Thödol – Uwolnienie Poprzez Słyszenie w Stanie Przejściowym.
Opiera się ono na tym, że po śmierci nadal możliwe jest osiągnięcie najwyższego celu Buddyzmu, czyli oświecenia – ostatecznej wolności od nienawiści, ignorancji i chciwości oraz totalnej ekspansji w miłości. Przez 6 dni po śmierci przedstawiane nam są kolejne wybory i jeśli w którymś z nich rozpoznamy czystą naturę rzeczywistości i swojego umysłu i nie przerazi nas on, możemy się uwolnić. W przeciwnym razie, wrócimy tutaj do kolejnego życia, kontynuując cykl Samsary wypełnionej cierpieniem.
Dlatego należy czytać te wersy umarłemu, aby mógł usłyszeć, pamiętać, i skorzystać ze wskazówek.
Symbolika buddyjska
Jest to księga wypełniona symboliką i wymaga sporo kontekstu – na przykład, według niej, w jednym z kolejnych dni po śmierci spotykam się z niebieskim Buddą Akshobya, który reprezentuje oślepiającą “lustrzaną mądrość własnego umysłu”. Z drugiej strony zaś przyciąga mnie słabsze światło złości i nienawiści, które prowadzi do świata piekielnego.
Można traktować to dosłownie, ale dla mnie oczywiste jest, że to jak te wybory będą się jawić DLA MNIE po śmierci oraz które będą mnie bardziej przyciągać, zależy tylko od mojej praktyki w trakcie życia.
Wybór pomiędzy mądrością a piekłem w pewien sposób dokona się sam – na podstawie uwarunkowania, które stworzyłam sobie za życia. Na podstawie tego co wybieram ZA KAŻDYM RAZEM kiedy w życiu staję przed tym samym wyborem:
gdy mam z jednej strony miłość i zrozumienie, a złość i przywiązanie z drugiej, czy wybieram tę pierwszą drogę? Czy potrafię puścić potrzebę racji, szukania winnych, trzymania się swojego rozdrażnienia?
W taki sposób, księga ta nie jest tylko o śmierci, ale jest też o życiu: czy DZISIAJ wybierasz tak jak chciałbyś wybrać po śmierci – w stronę wolności i oświecenia?
O przemijaniu i uważności
Ze słów księgi wybrzmiewa także mocno: z każdą minutą masz coraz mniej czasu, coraz mniej życia do przeżycia. Jesteś nietrwały, nie marnuj czasu, zajmując się tym co nie jest ważne.
Ile w swoim życiu poświęcasz czasu na to co jest naprawdę ważne?
No i na koniec, pamiętanie o śmierci jest także o najważniejszym – czyli byciu z tym co jest – te słowa są podstawą mojej praktyki. A teraz, kiedy trudno będzie mi być z tym co jest, będę mogła przypomnieć sobie opowieści nauczycieli, którzy byli z tym co najtrudniejsze – zaglądaniem w oczy swojej własnej śmierci, śmierci najbliższej sobie osoby, czy poważną chorobą -swoją i najbliższych. Byli z tym w taki sposób, aby mówić o towarzyszeniu komuś w śmierci jako o doświadczeniu.. piękna.
Wierzę że można dojść do takiego momentu kiedy kochasz kogoś całym sercem i jednocześnie z takim dużym spokojem towarzyszysz mu w odejściu. Wierzę że jest to możliwe, ale sama mam nadzieję dojść przynajmniej do momentu w którym, kiedy przyjdzie do mnie takie doświadczenie, będę umiała zwrócić się W STRONĘ swojej reakcji, przyjąć ją i przeżyć, a nie uciekać.
Na koniec zostawiam tutaj kilka cytatów nauczycieli, które zapisałam.
“[After his death], everybody who was receptive enough, could have a piece of him”
“I do not want to die an unlived life”
“I didn’t want any separation – that the person in front of me is dying and I’m here as if I wasn’t dying myself“
“How do I respond to my mental states? Do I perpetuate them, or observe?”
“See how this anger and hatred is pulling us in, that there’s some weird pleasure in it”
“What can you see about living when you realize the closeness of dying?”
“[The choice I get after death] is the same choice as: do I want to draw my attention back to breath during meditation?”
“[After my grandmother died], I went to the shrine, I sat there and I turned towards the response“
“How alive am I? How present am I?”


Leave a Reply